I konno, i pieszo 4 lipca ludzie podążali na zamek w Rabsztynie. Co ich przyciągnęło? Wehikuł czasu, który wylądował na dziedzińcu.

IMGP2539IMGP2542

Od razu wypluł z siebie mężów uzbrojonych po zęby, gotowych walczyć do ostatniej kropli krwi. Widzowie nastawieni byli pokojowo, ale to wkrótce miało się zmienić. Na razie oglądali oręż, przymierzali ekwipunek i słuchali rycerskich opowieści.

IMGP2545IMGP2587

Kiedy krew zagrała żywiej, początkowo nieśmiało, a później z coraz większym entuzjazmem, chwycili w dłonie miecze i sami ruszyli do boju.

IMGP2551IMGP2562

Niezależnie od wieku bili się ambitnie aż do ostatniej sekundy. Kolejka była długa, a już kolejna ustawiała się, aby posłuchać opowieści o łuku i spróbować trafić mocno już sfatygowanego lisa.

IMGP2574IMGP2582

Jednak strzelić z łuku wcale nie jest łatwo. Pomijając naciągnięcie cięciwy, do czego potrzeba niezłej krzepy, trzeba jeszcze stanąć poprawnie i poradzić sobie z rękami, których nagle robi się za dużo.

IMGP2588IMGP2607

Radą i pomocą służyli doświadczeni rycerze. Byli tak doskonałymi instruktorami, że światu na pewno przybędzie kilku zapalonych łuczników.

IMGP2597IMGP2602

A na dziedzińcu znów rozpoczęły się rycerskie walki. Dzwoniły miecze, brzęczały zbroje, czasem było słychać głuchy odgłos kopniaków. Zwyciężył najlepszy, a pokonanego ułaskawiono.

IMGP2612IMGP2614

Przyszedł czas na rzut włócznią. Broń fruwała w powietrzu, nawet damy radziły sobie świetnie, a broniący się rycerz ocalał tylko dzięki nabytej przez lata zręczności.

Zabawa była znakomita, co chwilę rozlegały się oklaski i wybuchy śmiechu.

Za tydzień znowu na was czekamy, przybywajcie!